O
tegorocznej formie naszych skoczków narciarskich powiedziano już chyba
wszystko, łącznie z tym, że powinien każdy jak stoi (lub gra w Jengę w przerwie
między zawodami, co można zaobserwować na ich portalach społecznościowych)
zakończyć sezon, a trener Łukasz Kruczek poddać się do dymisji. No cóż, w tym
aspekcie sceptycy mieli akurat rację, bowiem polski szkoleniowiec
współpracujący z kadrą A już od ośmiu(!) lat odchodzi po zawodach w Planicy.
Trudno sobie wyobrazić kogoś innego na jego miejsce, jednak to w obecnej chwili
wydaje się najbardziej trafnym rozwiązaniem, bo po tak, nie czarujmy się,
nieudanym sezonie naszych orłów potrzeba drastycznych zmian. Terapia wstrząsowa
może wywinduje ich na poziom taki, jaki reprezentowali jeszcze dwa, trzy lata
temu, a podia zaczną zdobywać nie tylko u siebie, ale i na całym narciarskim
świecie. Bo właśnie o te podia się rozchodzi.
Zakopane.
Zimowa Mekka naszego kraju. To bajkowe, tatrzańskie miasteczko wita z całym
swym urokiem zawodników Pucharu Świata od 1980 roku (z nielicznymi przerwami).
Konkursy tu są wyjątkowe nie tylko ze względu na malownicze położenie miejscowości, ale i wyróżniającą się na tle wielu innych ośrodków sportów
zimowych ilość kibiców. Co roku zjeżdżają się dziesiątki tysięcy fanów skoków
i dopingują nie tylko swoich, ale wszystkich, którzy pojawiają się na belce
startowej, nawet tych pieszczotliwie nazywanych nielotami. Nieloty za to,
zresztą nie tylko oni, bo i czołowi zawodnicy chwalą polską stolicę nart za
ciepłe przyjęcie i atmosferę panującą na skoczni. To tu w tym sezonie sportowym
udało się Polakom zdobyć jedyne podium. Co prawda trzecie miejsce i to pod
nieobecność mocnego składu Japończyków i z okrojoną drużyną niemiecką. Kota nie
ma, myszy harcują. No dobrze, Kot wprawdzie był, ale Maciej, nie ten
przysłowiowy. Mimo wszystko przed zawodami to miejsce na ‘pudle’ brałabym w
ciemno. Przy takiej dyspozycji naszych ciężko o coś więcej, a tak – chłopcy się
podbudowali, kibice pokrzepili, ci bardziej naiwni uwierzyli w wygrane w
kolejnych startach. Niestety, passa Zakopanego nie przetrwała dalej, choć w
następnych zmaganiach (w Sapporo, tydzień po Zakopanem) Dawidowi Kubackiemu
udało się wygrać kwalifikacje. Mekka została za nami jak za Mahometem w 662
roku, tylko, że on szybko odnalazł się z powrotem, a polska kadra A ma z tym
ogromny problem. Bynajmniej się nie poddajemy (nie jesteśmy jak Schlierenzauer,
powiedzą niektórzy, a ja tylko napomknę, że człowiek ten wygrał zawody Pucharu
Świata 53 razy), idziemy dalej, a zawody w naszym kraju zostają z nami jako
motywator.
Za
niedługo koniec sezonu. Skoczkowie dotrą do Planicy z nadziejami na udane loty
(być może Piotr Żyła będzie miał okazję do robienia tego, co najbardziej lubi)
i marzeniami o zasłużonym urlopie. Kolejna Mekka skoków, tym razem już
międzynarodowa, z grubej rury. Ogromna skocznia, ogromny prestiż, ogromne
emocje, ogromne nadzieje na kolejne pobicie rekordu świata. Letalnica powita sportowców
oblężona przez kibiców (bilety wyprzedane już miesiąc przed zawodami), a oni
pożegnają na niej sezon. Tym razem żaden ‘życzliwy’ kolega z reprezentacji nie
odbierze tu Peterowi Prevcowi Kryształowej Kuli – zapewnił ją sobie jakiś czas
temu, wiatr (miejmy nadzieję) nie odbierze Noriakiemu Kasai pięćsetnego występu
w zawodach, a Kenneth Gangnes lub Michael Hayboeck prawdopodobnie nie odbiorą
Severinowi Freundowi drugiego miejsca w klasyfikacji generalnej.
Co pokażą nasi? Liczę na
udany popis na koniec, tak, żeby powiedzieć sobie do widzenia ze zmniejszonym
uczuciem niedosytu za tę zimę. Żeby bez niepotrzebnego żalu, za to z kolejnym
podium pogratulować Kruczkowi ośmiu lat pracy, ale czy to możliwe? Miejmy
nadzieję. A kciuki trzymajmy za odpowiedni wybór nowego szkoleniowca! Niektórzy
myślą o kimś pokroju Hannu Lepistoe czy Miki Kojonkoskiego, najczęściej
przywoływani są Stefan Horngacher, Maciej Maciusiak lub Słowieniec Vasja Bajc,
a nam przydałby się ktoś taki jak Alexander Stoeckl, niestety w tej chwili
zajęty; wiodący groźnych, jasnowłosych norweskich wikingów po wygraną w
Pucharze Narodów.
No cóż, postarajmy się cieszyć
tym co mamy i myśleć o przyszłości pozytywnie, a na ciężką podróż z jednej
Mekki do drugiej spróbujmy patrzeć nie tylko w odcieniach czerni, bo poza bolesnymi
wypadkami mieliśmy także kilka wygranych kwalifikacji (tylko i aż biorąc pod
uwagę sezon), życiowe lokaty Dawida Kubackiego i Stefana Huli czy prezentację
nowego, głodnego punktów zawodnika, Andrzeja Stękały. Czy to dużo? Nie sądzę,
ale biorąc pod uwagę tegoroczną dyspozycję chłopców lepszym rozwiązaniem jest
cieszyć się tym, co mamy. Poza tym droga między tymi świętymi miejscami jest
wyjątkowo wyboista i pełna zakrętów nie tylko dla naszych – nieidący na żadne
kompromisy dominator Peter Prevc kilkakrotnie wypadał z miejsc na
podium, co dziwiło nie tylko kibiców, nie tylko ciocię Krysię z Sosnowca, która
o skokach wie porównywalnie tyle ile słów po angielsku zna Stanisław Wokulski,
ale i zapewne samego zainteresowanego, sądząc po jego zachowaniu po oddawanych
próbach. Nie tylko zresztą on ma problemy, bo i wspominani pretendenci do
trzeciego miejsca, ba, nawet drugiego, w klasyfikacji generalnej sezonu –
groźny norweski wiking Gangnes raz zalicza wynik pokroju zawodnika z Kambodży,
a za drugim razem z miejsca w trzeciej dziesiątce udaje mu się wskoczyć do
pierwszej, blondwłosy kolega zeszłorocznego triumfatora Turnieju Czterech
Skoczni Stefana Krafta Hayboeck wydaje się przed kluczową imprezą zaliczać
spadek formy po niesamowitej serii w Finlandii, a nasz zachodni sąsiad Severin
Freund po każdym skoku jest wyjątkowo niepocieszony. Czy to zmęczenie długim
sezonem? A może nie tylko nasza kadra walczy z pewnymi problemami (co jest
nieco pocieszające)? Na wszystkie pytania odpowie nam Planica.
***
Pierwszy post to jakby zaczynać nowe życie - mam nadzieję, że będzie satysfakcjonujące dla mnie i odpowiednio ciekawe dla ewentualnych czytelników, a motywacja do pisania na tematy nie tylko tragiczno-komiczne (związane ze sportem zimowym lub też nie) zostanie na dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz